Archiwum miesiąca: listopad 2017

Papież w Światowym Dniu Ubogich: w ubogich objawia się obecność Jezusa

KAI

W ubogich objawia się obecność Jezusa – mówił papież Franciszek w homilii wygłoszonej podczas Mszy św., którą odprawił w bazylice św. Piotra w I Światowym Dniu Ubogich. Jednocześnie zauważył, że „nikt nie może uważać siebie za bezużytecznego, nikt nie może uznać siebie za tak ubogiego, aby nie mógł dać czegoś innym”.

Ojciec Święty wskazał, że „wszyscy jesteśmy żebrakami tego, co istotne – miłości Boga, która daje nam sens życia i życie bez końca”. Wyciągamy do Niego rękę, aby otrzymać Jego dary. Ewangeliczna przypowieść o talentach przekonuje, że jesteśmy „utalentowani” w oczach Boga. – Dlatego nikt nie może uważać siebie za bezużytecznego, nikt nie może uznać siebie za tak ubogiego, aby nie mógł dać czegoś innym. Jesteśmy wybrani i pobłogosławieni przez Boga, który pragnie napełnić nas swoimi darami, znacznie bardziej niż ojciec i matka pragną obdarować swoje dzieci – tłumaczył Franciszek.

A jednocześnie Bóg uczy nas odpowiedzialności, każąc pomnożyć otrzymane talenty. Niepomnażanie ich jest bowiem zaniechanie, które oznacza nieczynienie dobra. – Również my często uważamy, że nie uczyniliśmy nic złego i tym się zadowalamy, przyjmując, że jesteśmy dobrzy i sprawiedliwi – zauważył papież. Ale „nieczynienie niczego złego nie wystarcza. Ponieważ Bóg nie jest kontrolerem szukającym ludzi jeżdżących na gapę, ale Ojcem poszukującym dzieci, któremu trzeba powierzyć swoje dobra i swoje plany. I smutno, kiedy miłujący Ojciec nie otrzymuje wielkodusznej odpowiedzi miłości od dzieci, które ograniczają się do przestrzegania reguł, aby wypełniać przykazania, jak najemnicy w domu Ojca”.

Franciszek wskazał, że „nie jest wierny Bogu ten, kto troszczy się jedynie o zachowanie, o utrzymanie skarbów przeszłości”. Naprawdę wierny jest ten, kto dodaje nowe talenty, „ponieważ ma taką samą mentalność jak Bóg i nie stoi biernie: podejmuje ryzyko ze względu na miłość, naraża swe życie dla innych, nie godzi się, by zostawić wszystko takim, jakim jest. Pomija tylko jedną rzecz: własną korzyść. To jest jedyne słuszne zaniechanie”.

– Zaniechanie to także wielki grzech wobec ubogich. Tutaj przyjmuje wyraźną nazwę: obojętność. To powiedzenie: „To mnie nie obchodzi, to nie moja sprawa, to wina społeczeństwa”. To odwrócenie się w inną stronę, kiedy brat jest w potrzebie, to zmienianie kanału, kiedy jakaś poważna sprawa nas irytuje, a także oburzanie się na zło, nic nie czyniąc. Jednakże Bóg nie zapyta nas, czy mieliśmy słuszne oburzenie, ale czy uczyniliśmy dobro – podkreślił Ojciec Święty.

Odpowiadając na pytanie, w jaki sposób możemy konkretnie podobać się Bogu, zaznaczył, że „gdy chcemy zadowolić kogoś nam drogiego, na przykład dając mu prezent, trzeba najpierw poznać jego gusty, aby uniknąć takiej sytuacji, gdy prezent bardziej podoba się temu, kto go daje niż temu, kto go otrzymuje”. – Kiedy chcemy ofiarować coś Panu, to Jego upodobania odnajdujemy w Ewangelii – stwierdził papież i zacytował słowa Jezusa: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”.

– Tymi braćmi najmniejszymi, przez Niego umiłowanymi są głodny i chory, obcy i więzień, ubogi i opuszczony, cierpiący pozbawiony pomocy i odrzucony potrzebujący. Możemy sobie wyobrazić odciśnięte na ich twarzach Jego oblicze; na ich ustach, mimo że zamkniętych z bólu, Jego słowa: „To jest Ciało moje”. W ubogim Jezus puka do naszego serca i spragniony prosi nas o miłość. Kiedy pokonujemy obojętność i w imieniu Jezusa poświęcamy się Jego braciom najmniejszym, to jesteśmy Jego przyjaciółmi dobrymi i wiernymi, z którymi lubi On przebywać. Bóg to bardzo docenia – zapewnił Franciszek, odwołując się do pierwszego czytania mszalnego „dzielnej niewieście”, która „otwiera dłoń ubogiemu, do nędzarza wyciąga swe ręce”. – To jest prawdziwe męstwo: nie zaciśnięte pięści i założone ramiona, ale ręce pracowite i wyciągnięte ku ubogim, ku zranionemu ciału Pana – powiedział Ojciec Święty.

Dodał, że „w ubogich objawia się obecność Jezusa, który będąc bogatym, stał się ubogim”. – Z tego powodu, w nich, w ich słabości jest „zbawcza moc”. A jeśli w oczach świata mają małą wartość, to oni otwierają nam drogę do nieba, są naszym „paszportem do raju”. Dla nas troska o nich, będących naszym bogactwem, to ewangeliczny obowiązek i mamy to czynić nie tylko dając chleb, ale również dzieląc z nimi chleb Słowa, którego są oni naturalnymi adresatami. Kochać ubogiego to walczyć z wszelkim ubóstwem, duchowym i materialnym – zachęcał Franciszek.

Jego zdaniem „przydałoby się nam wszystkim zbliżenie do uboższych od nas”, gdyż poruszy to nas i „przypomni nam, co liczy się naprawdę: kochać Boga i bliźniego”. – Tylko to trwa wiecznie, wszystko inne przemija. Zatem to, co inwestujemy w miłość – pozostaje, reszta zanika – mówił papież.

Swą homilię zakończył słowami: „Niech Pan, który współczuje naszemu ubóstwu i obdarza nas swoimi talentami, daje nam mądrość, byśmy szukali tego, co się liczy i odwagę, aby kochać, nie słowami, lecz czynem”.

artykuł pochodzi z portalu gosc.pl (administrator)

Święto Niepodległości

9 listopada w naszej parafii odbył się wieczór patriotyczny z okazji 99 rocznicy odzyskania niepodległości przez Polskę. Wieczór przygotowała Szkoła Podstawowa nr 33 z dyrekcją, nauczycielami i dziećmi. W uroczystości wzięli udział zaproszeni goście i parafianie.

Różaniec księdza Dolindo

ks. Robert Skrzypczak

„Bóg postanowił pozostawić światu dwa środki zaradcze przeciwko złu: Różaniec i nabożeństwo do Niepokalanego Serca Maryi” – twierdziła s. Łucja, wizjonerka z Fatimy. Prawdziwym mistrzem modlitwy różańcowej był sługa Boży ks. Dolindo Ruotolo, autor aktu zawierzenia: „Jezu, Ty się tym zajmij”.

Ksiądz Dolindo zasłynął ze szczególnej zażyłości z Jezusem ukrzyżowanym, którego głosił słowem i życiem, dobrocią i cierpieniem. Był także szczególnym wybrańcem Maryi – urodził się w wigilię święta Matki Bożej Różańcowej, 6 października 1882 roku. „Jego dzień stanowił nieustanne odmawianie Różańca. W jego ręku był wciąż obecny różaniec i każdy najmniejszy nawet moment odosobnienia był wypełniany szeptanym »Zdrowaś Maryjo«. Modlił się, gdy szedł ulicą i gdy podróżował, także przed spotkaniem z jakąś duszą. Modlitwa, dzięki której przygotowywał się do głoszenia Słowa, wypełniała go miłością do Chrystusa. Zawsze też, o ile to było możliwe, łączył ją ze świętą spowiedzią. Była dlań jak krople zakrapiane dla rozjaśnienia duszy. Spowiadał się zaś nawet codziennie, jeśli tego wymagało codzienne przepowiadanie Słowa” – czytamy w jednym ze świadectw o nim.

Modlitwa opuściła domy

Kiedy Maryja w Fatimie zachęcała do odmawiania Różańca, była to modlitwa znana już na całym świecie. Tymczasem sto lat później w przeważającej większości rodzin różańca już nie ma. Nowe pokolenie nawet nie wie, co to jest różaniec i jak się nim posługiwać. Pozostał on na szyjach modelek i gwiazdek show-biznesu jako gadżet popkultury. Skutki tego są widoczne. Dlatego też Maryja postanowiła w tej końcówce czasów, w których żyjemy, nadać nową skuteczność modlitwie różańcowej. Nie istnieje żaden, nawet najgorszy problem – materialny czy duchowy – którego nie dałoby się rozwiązać przy pomocy tej pokornej modlitwy. Być może nigdy jeszcze świat nie potrzebował w takim stopniu naszych Różańców.

Był tego w pełni świadomy ks. Dolindo Ruotolo, ukochany syn Bożej Matki – jak o nim mawiano. Nieustannie zachęcał do sięgania po różaniec w rodzinach. Zalecał, by małżonkowie odmawiali go razem. Modlitwę różańcową nazywał „perełkami duszy”.

Ksiądz Dolindo przestrzegał: „Dziś domy opuściła modlitwa. Dudnią w nich jedynie wrzaski wydobywające się z płyt i telewizorów, którym odpowiadają wrzaski członków rodziny: dzieciaki się wydzierają, podlotki próbują naśladować słynnych piosenkarzy, ojciec albo się wścieka, albo też w zniechęceniu odcina się od wszystkich, pogrążając się w zamartwianiu. A matka? Oj, córko moja, także ty powściągnij swoje nerwy! Wielokrotnie robisz sceny, które mimowolnie przemieniają się w pokaz złości”. I zachęcał: „Odwagi, dobra mamo, zaczynaj od nowa! Przywróć twej rodzinie smak modlitwy. Powoli, spokojnie i z łagodnością. Najpierw jedna dziesiątka różańca, potem dwie… aż inni zaczną cię prosić o całą koronkę. Czemu nie starasz się o bardziej świadomą modlitwę, prosząc swoje dzieci, by dołączyły do każdej dziesiątki jakąś myśl… Proś mnie o pomoc, będę blisko ciebie”.

Ten święty kapłan z Neapolu lubił przekonywać, że modlitwa z różańcem w ręku to nic trudnego ani bezużytecznego. Trzeba tylko przemóc samego siebie i pokonać odrętwienie. Bo jeśli się tego nie pokona, przerodzi się ono w paraliż, paraliż zaś może doprowadzić do duchowej śmierci.

Duchowy zamęt

Minęło 100 lat od objawień Matki Bożej w Fatimie, a jednocześnie 300 lat od założenia pierwszej loży masońskiej oraz 500 lat od wystąpień Marcina Lutra i narodzin protestantyzmu. Te rocznice jak w soczewce skupiają i wyrażają duchowy zamęt współczesności. Kardynał Karol Wojtyła mówił przed wyborem na Stolicę Piotrową, że „stoimy dziś w obliczu największej konfrontacji, jaką kiedykolwiek przeżyła ludzkość. Nie przypuszczam, by szerokie kręgi wspólnot chrześcijańskich zdawały sobie z tego w pełni sprawę. Stoimy w obliczu ostatecznej konfrontacji między Kościołem a anty-Kościołem, Ewangelią a jej zaprzeczeniem. Ta konfrontacja została wpisana w plany Boskiej Opatrzności. To czas próby, w który musi wejść cały Kościół, a polski w szczególności. Jest to próba nie tylko naszego narodu i Kościoła. Jest to w pewnym sensie test na dwutysiącletnią kulturę i cywilizację chrześcijańską ze wszystkimi jej konsekwencjami”. W podobnym tonie brzmiała diagnoza postawiona przez amerykańskiego hierarchę, arcybiskupa Fultona Sheena: „Dwie potężne siły: mistycznego Ciała Chrystusa oraz mistycznego Ciała Antychrysta zaczynają odmierzać linię frontu końcowej batalii”. O co chodzi?

17 lutego 2017 roku doszło do znamiennego wydarzenia w Londynie. Gdy kardynał Vincent Nichols, z okazji 100. rocznicy objawień fatimskich, poświęcał w swej katolickiej bazylice westminsterskiej Anglię i Walię Niepokalanemu Sercu Dziewicy Maryi, nieopodal, w anglikańskiej katedrze w Canterbury, za pozwoleniem arcybiskupa Justina Welby’ego, brytyjska loża masońska świętowała 300. rocznicę założenia. Wynajęcie katedry na ten jubileusz kosztowało 300 tys. funtów. Co mógł w tamtej chwili przeżywać spoczywający tam biedny św. Tomasz Becket, zamordowany na ołtarzu tejże katedry (podczas sprawowania Mszy Świętej 29 grudnia 1170 r.) przez czterech siepaczy nasłanych przez króla Henryka II? Wielka loża brytyjska należy do największych na świecie. Od pierwszego objawienia Matki Bożej w Fatimie siły masońskie starały się zwalczać „pogłoski” o interweniowaniu Maryi w losy świata. Burmistrz portugalskiego miasteczka Vila Nova de Ourém Arturo Oliveira Santos uniemożliwił spotkanie trojgu wizjonerom z Najświętszą Maryją Panną 13 sierpnia 1917 roku, podejmując decyzję o aresztowaniu ich i poddaniu psychologicznym torturom, aby zmusić dzieci do zdradzenia „sekretu” Madonny. Burmistrz był masonem, należał do Loży Leiria. Ludzie loży organizowali też ateistyczne ataki na pielgrzymów zmierzających do Fatimy. Zburzyli również kapliczkę wybudowaną w miejscu objawień.

Nie jesteś bogiem!

Kiedyś zauważyłem w witrynie sklepowej bawełnianą koszulkę z napisem mniej więcej takiej treści: „Mam dla ciebie dobrą wiadomość. Nie jesteś bogiem. Jest nim Ktoś inny. Odpręż się”. Pomyślałem sobie, że taki przekaz powinien być umieszczony w mojej sypialni, naprzeciw łóżka, bym każdego ranka, gdy tylko otworzę oczy, widział tę formułę ocalenia i nie przeżywał kolejnego dnia w amoku brania spraw we własne ręce. Ilu z nas rozpoczyna poranek bez jakiejkolwiek modlitwy? Ilu z nas przeżywa dzień bez jakiegokolwiek wyznania wiary w Boga jedynego? Ilu z nas zniknął z oczu ukrzyżowany Pan świata?

Maryja jak czuła matka nieustannie interweniuje w jego dzieje, by ratować nas przed własną idolatrią i nieświadomym lucyferiańskim zauroczeniem. Dlatego wręcza nam różaniec jako broń przeciw łatwej i bezrefleksyjnej dezercji ze stanowisk wiary i kompas w drodze do nieba. Byśmy życia nie zamienili na powolny beztroski marsz w stronę cmentarza. Rozważanie Różańca jest też rodzajem maczety służącej do wycinania dróg w gąszczu postnowoczesnego zagubienia i popkulturowego bełkotu. Maryja z różańcem w ręku wzywa niestrudzenie do powrotu do Jej Syna. To jedyny Zbawiciel tego świata. Świata, który wydaje się zmierzać w przepaść jak rozpędzony pociąg, pełen pasażerów wygodnie ulokowanych w eleganckich i wyciszonych przedziałach, z telewizorem i internetem, z których żaden nie jest świadomy tego, że to diabelsko komfortowe pendolino zmierza ku nicości. Kardynał Burke niedawno zainicjował akcję pod hasłem: Operation Storm Haeven. Polega ona na odmawianiu Różańca w intencji przywrócenia ludzkości blasku prawdy. Bowiem, jak uzasadnia amerykański kardynał, zło penetrujące bezlitośnie nasz poturbowany świat sprawia, że ludziom wierzącym opadają ręce. Pierwszą pokusą szatańską zmierzającą do rozbicia nas jest zniechęcenie. Jak mówiła siostra Łucja: „Odkąd Dziewica Maryja nadała wielkie znaczenie odmawianiu Różańca, nie ma takiego problemu materialnego czy duchowego, narodowego czy międzynarodowego, którego nie dałoby się rozwiązać przy pomocy Różańca i własnych wyrzeczeń”.

Różaniec zawierzenia

Ksiądz Dolindo Ruotolo zachęcał do odmawiania modlitwy różańcowej, będącej bronią tych, którzy wydają się zupełnie bezbronni. I nazywał ją „Różańcem zaufania”. Był to rodzaj suplementu dołączanego do klasycznego Różańca. Miał on następujący porządek. Pierwszą, trzecią i piątą dziesiątkę odmawiał tak: na dużym koraliku mówił: „Panie, święć się imię Twoje, bądź wola Twoja!”, następnie na małych dziesięć razy powtarzał: „Jezu, Ty się tym zajmij”. Na koniec odmawiał „Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu…”. Druga i czwarta dziesiątka różniła się nieco. Na dużych koralikach mówił: „Panie, bądź wola Twoja, święć się imię Twoje”, a na małych powtarzał dziesięć razy: „Mamo Maryjo, Ty się tym zajmij”, następnie odmawiał „Zdrowaś Maryjo”. Całą modlitwę kończyło „Ojcze nasz”.

„Nie ma takiej walki czy zmartwienia – wyjaśniał ksiądz Dolindo – które mogłoby pognębić duszę pokładającą ufność w Bogu i Maryi. Szatan pozostaje zaskoczony i powalony zawierzeniem będącym pokornym uznaniem przez człowieka własnej niewystarczalności. Świat nie jest w stanie zagrozić temu, kto bezgranicznie polega na Wszechmocnym. Jego zwycięstwo jest zawsze pewne”.

Neapolitański mistyk doradzał również dostrajanie swego życia do Różańca. Można go – jak przekonywał – odmawiać odpowiadającymi poszczególnym tajemnicom postawami. Na przykład pierwszą tajemnicę radosną można odwzorować serdecznością okazaną komuś, kto nas właśnie zdenerwował; drugą – spiesząc z pomocą potrzebującemu bliźniemu zaoferowaną mu pożyczką; trzecią – prostotą okazaną ze względu na Dzieciątko Jezus; czwartą – osobistym oddaniem się Panu Bogu podczas Mszy św.; piątą zaś – modlitwą za grzeszników, którzy pogubili się w życiu. „W ten sposób – dodawał – Różaniec staje się realnym środkiem pracy nad sobą, a nie materialnym odmawianiem modlitwy, która kończy się… uśpieniem”.

Każdego 19. dnia miesiąca, na pamiątkę śmierci świętego kapłana z Neapolu – która nastąpiła 19 listopada 1970 roku – setki osób gromadzą się w neapolitańskim kościele Matki Bożej z Lourdes i św. Józefa przy ulicy Salvatore Tommasiego, by przy grobie księdza Dolindo adorować Najświętszy Sakrament i modlić się na różańcu. Wielu z tych ludzi wcześniej przygotowywało codzienne jedzenie dla ubogich. Modlitwa i miłość bliźniego wypełniają zapachem świętości miejsce, w którym czeka na jej oficjalne uznanie jeden z najbliższych synów Maryi ubiegłego wieku.

Jak uzyskać odpust za dusze zmarłych?

 

Jakie są warunki uzyskania odpustu zupełnego za zmarłych w dniach 1-8 listopada?

1. Wierni, którzy nawiedzą kościół, kaplicę publiczną, lub półpubliczną 1 listopada od południa i przez cały Dzień Zaduszny, mogą dostąpić odpustu zupełnego za zmarłych. Można go uzyskać tylko jeden raz w ciągu dnia.
2. Wierni, którzy nawiedzą cmentarz i pomodlą się mogą uzyskać odpust za zmarłych. Odpust jest zupełny od 1 do 8 listopada, natomiast w inne dni roku jest cząstkowy.

Warunki uzyskania odpustu są następujące:
1. Wykonanie powyższych czynności obdarzonych odpustem.
2. Wykluczenie wszelkiego przywiązania do jakiegokolwiek grzechu, nawet powszedniego (jeżeli jest brak pełnej dyspozycji wykluczenia upodobania do jakiegokolwiek grzechu, odpust będzie tylko cząstkowy)
3. Spełnienie trzech warunków: – spowiedź sakramentalna lub bycie w stanie łaski uświęcającej – przyjęcie Komunii Świętej – odmówienie Ojcze nasz…. Wierzę… i modlitwy w intencjach Ojca Świętego.
WAŻNE: Trzy warunki: spowiedź, Komunia św. i modlitwy mogą być dopełnione w ciągu wielu dni przed lub po wypełnieniu danej czynności nagradzanej otrzymaniem odpustu, ale musi być między nimi łączność. Po jednej spowiedzi sakramentalnej można uzyskać wiele odpustów zupełnych, a po jednej Komunii św. i jednej modlitwie można uzyskać tylko jeden odpust zupełny.

Artykuł pochodzący ze strony gosc.pl (informacja administratora)

Skąd w Kościele Dzień Zaduszny?

KAI

Dzisiaj szczególnie modlimy się do Boga, by zmarli mieli udział w Chrystusowym zwycięstwie nad śmiercią. Ci zmarli, którzy po śmierci doświadczają czyśćca, są już bezpieczni, bo znaleźli się w Bożych rękach.

Potrzeba szczególnej modlitwy dotyczy zwłaszcza tych, którzy po śmierci potrzebują oczyszczenia w miłości, czyli czyśćca nazywanego „przedsionkiem nieba”.

Dogmat o istnieniu czyśćca Kościół ogłosił na Soborze w Lyonie w 1274 r., a potwierdził i wyjaśnił na Soborze Trydenckim (1545-1563) w osobnym dekrecie. Opiera się na przesłankach zawartych w Piśmie św. oraz na sięgającej II wieku tradycji kościelnej. Duży wkład w rozwój nauki o czyśćcu wniósł św. Augustyn. Dogmat podkreśla dwie prawdy: istnienie czyśćca jako pośmiertnej kary za grzechy oraz możliwość i potrzebę modlitwy i ofiary w intencji dusz czyśćcowych.

Ci zmarli, którzy po śmierci doświadczają czyśćca, są już bezpieczni, bo znaleźli się w Bożych rękach. Mogą być pewni zbawienia, na którego pełnię muszą się jeszcze przygotować. Czyściec jest wyrazem Bożego miłosierdzia, które oczyszcza tych, którzy za życia na ziemi nie wydoskonalili się w pełni w miłości do Boga, bliźniego i samego siebie. Stanu czyśćca nie należy pojmować jedynie jako kary, lecz jako przygotowanie do pełnego zjednoczenia z Bogiem w niebie. Aby zmarli mieli udział w Chrystusowym zwycięstwie nad śmiercią, oczyszczenie winno być całkowite.

Przez czyściec przechodzą dusze, które zeszły z tego świata w grzechach powszednich i nie odbyły jeszcze na ziemi całej doczesnej kary za grzechy. Istotą kary doświadczanej po śmierci wydaje się tymczasowa rozłąka z Bogiem i oczekiwanie na spotkanie z Nim. Dusza ludzka, poznając po śmierci Boga jako pełnię miłości, pragnie zjednoczenia z Nim, a równocześnie rozpoznaje, że jeszcze nie jest tego godna, i szuka możliwości oczyszczenia. Bóg w swoim miłosierdziu odpowiada na to pragnienie poprzez działanie, które nazywamy czyśćcem.

W związku z okresem modlitw za zmarłych można uzyskać dla nich odpusty. Należy nawiedzić pobożnie cmentarz w dniach 1-8 listopada i modlić się za dusze zmarłych, przy zachowaniu stałych warunków odpustu: stanu łaski uświęcającej, przyjętej w tym samym dniu Komunii św., wolności od przywiązania do grzechu (nawet lekkiego) i modlitwy w intencjach Ojca Świętego (np. „Ojcze nasz” i „Zdrowaś Mario”).

W samym dniu 2 listopada – przy zachowaniu tych samych warunków – również można uzyskać odpust za zmarłych związany z nawiedzeniem kościoła lub publicznej kaplicy i odmówieniem w nich modlitwy „Ojcze nasz” i „Wierzę w Boga”.

Patrząc na historię, pamięć o zmarłych była czczona już w czasach pogańskich. W Rzymie obchodzono pogańskie rytuały w lutym każdego roku. Chrześcijanie przejęli tę cześć obrzędów, która nie była sprzeczna z wiarą. Wspominano najbliższą rodzinę. Powszechne wspomnienie wszystkich wiernych zmarłych spotykamy dopiero w VII wieku.

Narodziny Dnia Zadusznego przypadają na 998 r., kiedy to w klasztorach podległych opactwu Cluny zaczęto obchodzić 2 listopada wspomnienie zmarłych. Poprzez kluniackie klasztory zwyczaj rozpowszechnił się na północ od Alp. Dotarł także do Rzymu, ale dopiero około XII wieku. Z kolei w XV wieku wśród hiszpańskich dominikanów rozpowszechnił się zwyczaj odprawiania w tym dniu trzech Mszy św. przez każdego z kapłanów. Stopniowo papieże rozciągnęli ten przywilej wielokrotnego odprawiania Mszy św. na cały Kościół.

W obliczu Bożego Miłosierdzia, któremu zawierzamy zmarłych, istotne wydaje się nie tyle nastawienie ilościowe na wielokrotne sprawowanie tego dnia Eucharystii, ale głęboka wiara wypływająca z przeżywania paschalnej tajemnicy Chrystusa. Kościół w modlitwie z ufnością zwraca się do Boga, by zmarli mieli udział w Chrystusowym zwycięstwie nad śmiercią.