Różaniec księdza Dolindo

ks. Robert Skrzypczak

„Bóg postanowił pozostawić światu dwa środki zaradcze przeciwko złu: Różaniec i nabożeństwo do Niepokalanego Serca Maryi” – twierdziła s. Łucja, wizjonerka z Fatimy. Prawdziwym mistrzem modlitwy różańcowej był sługa Boży ks. Dolindo Ruotolo, autor aktu zawierzenia: „Jezu, Ty się tym zajmij”.

Ksiądz Dolindo zasłynął ze szczególnej zażyłości z Jezusem ukrzyżowanym, którego głosił słowem i życiem, dobrocią i cierpieniem. Był także szczególnym wybrańcem Maryi – urodził się w wigilię święta Matki Bożej Różańcowej, 6 października 1882 roku. „Jego dzień stanowił nieustanne odmawianie Różańca. W jego ręku był wciąż obecny różaniec i każdy najmniejszy nawet moment odosobnienia był wypełniany szeptanym »Zdrowaś Maryjo«. Modlił się, gdy szedł ulicą i gdy podróżował, także przed spotkaniem z jakąś duszą. Modlitwa, dzięki której przygotowywał się do głoszenia Słowa, wypełniała go miłością do Chrystusa. Zawsze też, o ile to było możliwe, łączył ją ze świętą spowiedzią. Była dlań jak krople zakrapiane dla rozjaśnienia duszy. Spowiadał się zaś nawet codziennie, jeśli tego wymagało codzienne przepowiadanie Słowa” – czytamy w jednym ze świadectw o nim.

Modlitwa opuściła domy

Kiedy Maryja w Fatimie zachęcała do odmawiania Różańca, była to modlitwa znana już na całym świecie. Tymczasem sto lat później w przeważającej większości rodzin różańca już nie ma. Nowe pokolenie nawet nie wie, co to jest różaniec i jak się nim posługiwać. Pozostał on na szyjach modelek i gwiazdek show-biznesu jako gadżet popkultury. Skutki tego są widoczne. Dlatego też Maryja postanowiła w tej końcówce czasów, w których żyjemy, nadać nową skuteczność modlitwie różańcowej. Nie istnieje żaden, nawet najgorszy problem – materialny czy duchowy – którego nie dałoby się rozwiązać przy pomocy tej pokornej modlitwy. Być może nigdy jeszcze świat nie potrzebował w takim stopniu naszych Różańców.

Był tego w pełni świadomy ks. Dolindo Ruotolo, ukochany syn Bożej Matki – jak o nim mawiano. Nieustannie zachęcał do sięgania po różaniec w rodzinach. Zalecał, by małżonkowie odmawiali go razem. Modlitwę różańcową nazywał „perełkami duszy”.

Ksiądz Dolindo przestrzegał: „Dziś domy opuściła modlitwa. Dudnią w nich jedynie wrzaski wydobywające się z płyt i telewizorów, którym odpowiadają wrzaski członków rodziny: dzieciaki się wydzierają, podlotki próbują naśladować słynnych piosenkarzy, ojciec albo się wścieka, albo też w zniechęceniu odcina się od wszystkich, pogrążając się w zamartwianiu. A matka? Oj, córko moja, także ty powściągnij swoje nerwy! Wielokrotnie robisz sceny, które mimowolnie przemieniają się w pokaz złości”. I zachęcał: „Odwagi, dobra mamo, zaczynaj od nowa! Przywróć twej rodzinie smak modlitwy. Powoli, spokojnie i z łagodnością. Najpierw jedna dziesiątka różańca, potem dwie… aż inni zaczną cię prosić o całą koronkę. Czemu nie starasz się o bardziej świadomą modlitwę, prosząc swoje dzieci, by dołączyły do każdej dziesiątki jakąś myśl… Proś mnie o pomoc, będę blisko ciebie”.

Ten święty kapłan z Neapolu lubił przekonywać, że modlitwa z różańcem w ręku to nic trudnego ani bezużytecznego. Trzeba tylko przemóc samego siebie i pokonać odrętwienie. Bo jeśli się tego nie pokona, przerodzi się ono w paraliż, paraliż zaś może doprowadzić do duchowej śmierci.

Duchowy zamęt

Minęło 100 lat od objawień Matki Bożej w Fatimie, a jednocześnie 300 lat od założenia pierwszej loży masońskiej oraz 500 lat od wystąpień Marcina Lutra i narodzin protestantyzmu. Te rocznice jak w soczewce skupiają i wyrażają duchowy zamęt współczesności. Kardynał Karol Wojtyła mówił przed wyborem na Stolicę Piotrową, że „stoimy dziś w obliczu największej konfrontacji, jaką kiedykolwiek przeżyła ludzkość. Nie przypuszczam, by szerokie kręgi wspólnot chrześcijańskich zdawały sobie z tego w pełni sprawę. Stoimy w obliczu ostatecznej konfrontacji między Kościołem a anty-Kościołem, Ewangelią a jej zaprzeczeniem. Ta konfrontacja została wpisana w plany Boskiej Opatrzności. To czas próby, w który musi wejść cały Kościół, a polski w szczególności. Jest to próba nie tylko naszego narodu i Kościoła. Jest to w pewnym sensie test na dwutysiącletnią kulturę i cywilizację chrześcijańską ze wszystkimi jej konsekwencjami”. W podobnym tonie brzmiała diagnoza postawiona przez amerykańskiego hierarchę, arcybiskupa Fultona Sheena: „Dwie potężne siły: mistycznego Ciała Chrystusa oraz mistycznego Ciała Antychrysta zaczynają odmierzać linię frontu końcowej batalii”. O co chodzi?

17 lutego 2017 roku doszło do znamiennego wydarzenia w Londynie. Gdy kardynał Vincent Nichols, z okazji 100. rocznicy objawień fatimskich, poświęcał w swej katolickiej bazylice westminsterskiej Anglię i Walię Niepokalanemu Sercu Dziewicy Maryi, nieopodal, w anglikańskiej katedrze w Canterbury, za pozwoleniem arcybiskupa Justina Welby’ego, brytyjska loża masońska świętowała 300. rocznicę założenia. Wynajęcie katedry na ten jubileusz kosztowało 300 tys. funtów. Co mógł w tamtej chwili przeżywać spoczywający tam biedny św. Tomasz Becket, zamordowany na ołtarzu tejże katedry (podczas sprawowania Mszy Świętej 29 grudnia 1170 r.) przez czterech siepaczy nasłanych przez króla Henryka II? Wielka loża brytyjska należy do największych na świecie. Od pierwszego objawienia Matki Bożej w Fatimie siły masońskie starały się zwalczać „pogłoski” o interweniowaniu Maryi w losy świata. Burmistrz portugalskiego miasteczka Vila Nova de Ourém Arturo Oliveira Santos uniemożliwił spotkanie trojgu wizjonerom z Najświętszą Maryją Panną 13 sierpnia 1917 roku, podejmując decyzję o aresztowaniu ich i poddaniu psychologicznym torturom, aby zmusić dzieci do zdradzenia „sekretu” Madonny. Burmistrz był masonem, należał do Loży Leiria. Ludzie loży organizowali też ateistyczne ataki na pielgrzymów zmierzających do Fatimy. Zburzyli również kapliczkę wybudowaną w miejscu objawień.

Nie jesteś bogiem!

Kiedyś zauważyłem w witrynie sklepowej bawełnianą koszulkę z napisem mniej więcej takiej treści: „Mam dla ciebie dobrą wiadomość. Nie jesteś bogiem. Jest nim Ktoś inny. Odpręż się”. Pomyślałem sobie, że taki przekaz powinien być umieszczony w mojej sypialni, naprzeciw łóżka, bym każdego ranka, gdy tylko otworzę oczy, widział tę formułę ocalenia i nie przeżywał kolejnego dnia w amoku brania spraw we własne ręce. Ilu z nas rozpoczyna poranek bez jakiejkolwiek modlitwy? Ilu z nas przeżywa dzień bez jakiegokolwiek wyznania wiary w Boga jedynego? Ilu z nas zniknął z oczu ukrzyżowany Pan świata?

Maryja jak czuła matka nieustannie interweniuje w jego dzieje, by ratować nas przed własną idolatrią i nieświadomym lucyferiańskim zauroczeniem. Dlatego wręcza nam różaniec jako broń przeciw łatwej i bezrefleksyjnej dezercji ze stanowisk wiary i kompas w drodze do nieba. Byśmy życia nie zamienili na powolny beztroski marsz w stronę cmentarza. Rozważanie Różańca jest też rodzajem maczety służącej do wycinania dróg w gąszczu postnowoczesnego zagubienia i popkulturowego bełkotu. Maryja z różańcem w ręku wzywa niestrudzenie do powrotu do Jej Syna. To jedyny Zbawiciel tego świata. Świata, który wydaje się zmierzać w przepaść jak rozpędzony pociąg, pełen pasażerów wygodnie ulokowanych w eleganckich i wyciszonych przedziałach, z telewizorem i internetem, z których żaden nie jest świadomy tego, że to diabelsko komfortowe pendolino zmierza ku nicości. Kardynał Burke niedawno zainicjował akcję pod hasłem: Operation Storm Haeven. Polega ona na odmawianiu Różańca w intencji przywrócenia ludzkości blasku prawdy. Bowiem, jak uzasadnia amerykański kardynał, zło penetrujące bezlitośnie nasz poturbowany świat sprawia, że ludziom wierzącym opadają ręce. Pierwszą pokusą szatańską zmierzającą do rozbicia nas jest zniechęcenie. Jak mówiła siostra Łucja: „Odkąd Dziewica Maryja nadała wielkie znaczenie odmawianiu Różańca, nie ma takiego problemu materialnego czy duchowego, narodowego czy międzynarodowego, którego nie dałoby się rozwiązać przy pomocy Różańca i własnych wyrzeczeń”.

Różaniec zawierzenia

Ksiądz Dolindo Ruotolo zachęcał do odmawiania modlitwy różańcowej, będącej bronią tych, którzy wydają się zupełnie bezbronni. I nazywał ją „Różańcem zaufania”. Był to rodzaj suplementu dołączanego do klasycznego Różańca. Miał on następujący porządek. Pierwszą, trzecią i piątą dziesiątkę odmawiał tak: na dużym koraliku mówił: „Panie, święć się imię Twoje, bądź wola Twoja!”, następnie na małych dziesięć razy powtarzał: „Jezu, Ty się tym zajmij”. Na koniec odmawiał „Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu…”. Druga i czwarta dziesiątka różniła się nieco. Na dużych koralikach mówił: „Panie, bądź wola Twoja, święć się imię Twoje”, a na małych powtarzał dziesięć razy: „Mamo Maryjo, Ty się tym zajmij”, następnie odmawiał „Zdrowaś Maryjo”. Całą modlitwę kończyło „Ojcze nasz”.

„Nie ma takiej walki czy zmartwienia – wyjaśniał ksiądz Dolindo – które mogłoby pognębić duszę pokładającą ufność w Bogu i Maryi. Szatan pozostaje zaskoczony i powalony zawierzeniem będącym pokornym uznaniem przez człowieka własnej niewystarczalności. Świat nie jest w stanie zagrozić temu, kto bezgranicznie polega na Wszechmocnym. Jego zwycięstwo jest zawsze pewne”.

Neapolitański mistyk doradzał również dostrajanie swego życia do Różańca. Można go – jak przekonywał – odmawiać odpowiadającymi poszczególnym tajemnicom postawami. Na przykład pierwszą tajemnicę radosną można odwzorować serdecznością okazaną komuś, kto nas właśnie zdenerwował; drugą – spiesząc z pomocą potrzebującemu bliźniemu zaoferowaną mu pożyczką; trzecią – prostotą okazaną ze względu na Dzieciątko Jezus; czwartą – osobistym oddaniem się Panu Bogu podczas Mszy św.; piątą zaś – modlitwą za grzeszników, którzy pogubili się w życiu. „W ten sposób – dodawał – Różaniec staje się realnym środkiem pracy nad sobą, a nie materialnym odmawianiem modlitwy, która kończy się… uśpieniem”.

Każdego 19. dnia miesiąca, na pamiątkę śmierci świętego kapłana z Neapolu – która nastąpiła 19 listopada 1970 roku – setki osób gromadzą się w neapolitańskim kościele Matki Bożej z Lourdes i św. Józefa przy ulicy Salvatore Tommasiego, by przy grobie księdza Dolindo adorować Najświętszy Sakrament i modlić się na różańcu. Wielu z tych ludzi wcześniej przygotowywało codzienne jedzenie dla ubogich. Modlitwa i miłość bliźniego wypełniają zapachem świętości miejsce, w którym czeka na jej oficjalne uznanie jeden z najbliższych synów Maryi ubiegłego wieku.