Rozpoczynamy Tydzień Biblijny. – Ile czasu spędzamy nad Słowem, które stworzyło cały świat? Ile czasu karmimy się Słowem, które nadaje sens mojemu życiu? – pyta werbista o. Henryk Ślusarczyk.
– Rano budzi się małżeństwo. Otwierają oczy. Żona patrzy, obok niej leży mąż. 40 lat ta sama twarz. I co ma powiedzieć? „Już nie mogę na ciebie patrzeć” i cały dzień mieć zepsuty? Lepiej powiedzieć: „Kochanie, innej twarzy nie chcę oglądać. Trafił mi się najwspanialszy mąż na świecie”. Słowem możemy sprawić, że cały dzień nabierze sensu i nabierzemy radości do życia – tłumaczy o. Henryk Ślusarczyk ze Zgromadzenia Słowa Bożego.
Jak dodaje, w zakonie jest podobnie, jak w małżeństwie. Rano na korytarzu o. Henryk spotyka współbraci. W klasztorze mieszkają emeryci, renciści, ci, którzy byli na misjach. Styrani życiem, pracą, różnymi chorobami, nawet tropikalnymi. Po prostu duża wspólnota.
– Mijam jednego ojca. Pytam, jak zdrowie, jak życie. Słyszę: „Tu mnie boli, tam mnie boli, nawet włosy i paznokcie mnie bolą”. A drugi ojciec, 85-letni, po całej Polsce jeździ busem 400-500 km jednorazowo. Na drabinę 5-metrową wchodzi, żeby wymienić żarówki, naprawia samochody, radioodbiorniki, telefony. Zawsze znajduje czas dla człowieka. A jest już w każdym prawie miejscu połamany, schorowany. I jego też pytam o zdrowie rano. On zawsze odpowiada: „Wspaniale! Do przodu”. Nigdy się nie skarży. Kiedy on kieruje do mnie takie słowa, to chce się żyć, chce się pracować – opowiada o. Ślusarczyk.
Werbista tłumaczy, że to wielka wartość podzielić się poprzez słowo nadzieją, radością i entuzjazmem.
– Pytanie do każdego z nas: ile seriali na dzień oglądamy? Ile wiadomości oglądamy każdego dnia? Czasami spotykam ludzi, także zakonników, którzy mówią: „A na TVP Info widziałem to, a w Polsacie to, a na TVN-ie to, na TV Republika to…”. Człowieku, kiedy ty masz czas to oglądać? A praca, modlitwa, spotkania z rodziną, z bliskimi? – pyta kapłan.
Przypomina mu się, jak ludzie relacjonują mu: „A wiesz, że ojciec Mateusz w ostatnim odcinku zrobił to i tamto, a w »Ranczo«, na tej ławce…”. O. Henryk od razu zaznacza, że nie ma nic przeciwko serialom ani wiadomościom, ale… zadaje kolejne pytania: ile czasu poświęcamy każdego dnia, by czytać Pismo Święte? Ile czasu spędzamy nad Słowem, które stworzyło cały świat? Ile czasu karmimy się Słowem, które nadaje sens mojemu życiu? – Słowa polityków tylko nas rozgrzewają, podnoszą ciśnienie, doprowadzają do zawału. A słowo Boże daje życie. Dlaczego zatem słucham słów, które mi życie odbierają, a nie słucham i nie wczytuję się w słowa, które życie dają? W słowa samego Boga, miłosiernego, kochającego, przebaczającego, wyrozumiałego? – zastanawia się werbista.
Przyznaje, że część ludzi rzeczywiście czyta Pismo Święte codziennie, odmawia brewiarz, ale podkreśla, że w wielu domach Pismo Święte jest tzw. kurzołapem. Raz do roku czyszczone, gdy ksiądz przychodzi po kolędzie.
– Jest nawet taka anegdota: jaka jest różnica między księgą Pisma Świętego protestancką a katolicką? Protestancka jest przepocona, a katolicka zakurzona. Przepocona pozytywnie, bo protestanci noszą cały czas Pismo Święte pod pachą. Chodzą z nim, zaczytują się, rozważają prawie każdego dnia. A katolicy trzymają gdzieś na półce, by łapało kurz – tłumaczy o. Ślusarczyk.
Czy 5 minut w ciągu dnia to dużo, żeby przeczytać fragment z Pisma Świętego? – Ludzie młodzi mówią, że są zbiegani czy zagonieni, ale nie oszukujmy się – współcześnie można mieć w komórce Pismo Święte, i to za darmo. Mało tego – z komentarzami, z muzyką, to może być nawet audiobook. Idąc do pracy, do szkoły, na spacerze w parku można sobie założyć słuchawki i posłuchać pięknych psalmów, przeczytać fragment w autobusie – podpowiada kapłan.
I od razu dodaje: – A jak wyrzucić jeden serial i jedno wydanie wiadomości, to od razu znajdzie się godzinę na Pismo Święte! Żeby się karmić i odkryć, jak wielki jest Bóg – mówi o. Henryk.
Jezus Chrystus powiedział w Ewangelii na Niedzielę Biblijną: „Wy jesteście tego świadkami”. Ale czy my wiemy, czego jesteśmy świadkami, skoro nie sięgamy po Pismo Święte? Inaczej staniemy się świadkami naszych prywatnym objawień i prywatnych filozofii. Żeby o Bogu świadczyć, trzeba się nim karmić. Nie raz w tygodniu w niedzielę, ale codziennie.
– A słowo może uczynić wiele. Gdybym powiedział kobietom w kościele, że wyglądają kiepsko, włosy gorzej niż u stracha na wróble, odzież taka, że nawet z drugiej ręki nikt by tego nie założył, a makijaż nieudany – nawet gdybym żartował, to by zabolało. Słowo ma ogromną moc – przypomina werbista.
Ale siła oddziaływania słowa, jak wyjaśniał, objawia się często bardzo pozytywnie. Gdy zrobiliśmy coś złego, a ktoś położy nam rękę na ramieniu i powie: „Przebaczam ci”, wtedy świat się staje lekki i w człowieku budzi się nadzieja.
– Pamiętajcie, słowa przepełnione Bożą treścią są zbawcze. Czasami w konfesjonale pytam ludzi, po co mają język i usta, bo najczęstsze grzechy są z nimi związane. Kłamałem, obmawiałem, oczerniałem, przeklinałem, kłóciłem się… Wszystkie te grzechy dotyczą daru mowy, otrzymanego od Boga. Wiążą się ze słowem źle użytym, które nie jest wypełnione Bożą treścią, czyli miłosierdziem i przebaczeniem – mówi o. Ślusarczyk.
Jego zdaniem, siadamy przed telewizor i odchodzimy od niego nabuzowani tak, że gdybyśmy mieli karabin, rozstrzelalibyśmy wszystkich naokoło. A słowo Boże wprowadza w nasze życie pokój. Zakonnik ze Zgromadzenia Słowa Bożego apeluje więc, by chwycić to słowo, które daje życie, i nauczyć się z tego słowa, jak i czym dzielić się z drugim człowiekiem, jak przemieniać świat, jak wypełniać go nadzieją.
artykuł pochodzi z portalu gosc.pl (info admin)