Rusza Tydzień św. Krzysztofa dla misji

Każdy kierowca może wspomóc misjonarzy. Także nasi kapłani pracujący na misjach czekają na środki transportu.

Ważnym punktem obchodów Tygodnia św. Krzysztofa jest błogosławieństwo kierowców, ich pojazdów i modlitwa o to, aby zawsze używali ich mądrze i odpowiedzialnie. Do wszystkich użytkowników pojazdów jest kierowany apel o udział w Akcji św. Krzysztof i wsparcie misjonarzy w zakupie środków transportu poprzez przeznaczenie 1 grosza za każdy bezpiecznie przejechany kilometr.

Każdy pojazd dla misjonarza jest na wagę złota! Także nasi kapłani pracujący na misjach, aby dotrzeć do swoich wiernych, często potrzebują odpowiednich środków transportu.

Samochodem lub łodzią

– Przez pierwszy rok mojej posługi misyjnej w Papui-Nowej Gwinei głosiłem Ewangelię na piechotę. Parafia jest rozciągnięta na 50 km. Do najdalszej wspólnoty mam 20 km. Chodzenie było bardzo wyczerpujące. W czasie przygotowań do świąt Bożego Narodzenia i samych świąt, idąc, zgubiłem niechcący tylko 20 kg wagi. Doświadczyłem też, że zmęczony misjonarz nie jest dobrym świadkiem Radosnej Nowiny, bo po 10 km marszu z perspektywą powrotu na nogach trudno o radość. Jednak nie ma przypadków, bo dzięki temu, że systematycznie chodziłem, parafianie zaczęli zbierać na samochód dla proboszcza. Ja ze swojej strony poprosiłem Miva Polska o dofinansowanie tego projektu. Prośba została pozytywnie rozpatrzona – opowiada Grzegorz Kasprzycki, misjonarz.Ks. Grzegorz Kasprzycki w Papui-Nowej GwineiKs. Grzegorz Kasprzycki w Papui-Nowej Gwinei ARCHIWUM MISYJNE

Po otrzymaniu pomocy z diecezji sandomierskiej, Miva Polska oraz wsparciu parafian z Papui uzbierało się na zakup samochodu Suzuki Jimni. Papua-Nowa Gwinea posiada sieć dróg tylko na północnym wybrzeżu, południe odcięte jest od świata. Jedynym środkiem transportu jest łódź motorowa. Jest to bardzo drogi środek transportu, bo by dotrzeć z miasta Kimbe na północy do miejscowości Turuk na południu, potrzeba w dwie strony 600 l paliwa, co w przeliczeniu na złotówki wynosi 3 tys zł. Biorąc ze sobą tyle paliwa i trochę zakupów, do łodzi może wsiąść tylko 5 osób. Dodatkowym utrudnieniem są zmienne pory roku. – W Papui pora sucha i deszczowa występują równocześnie. Gdy na północy wyspy jest słońce, to na południu leje obfity deszcz. Chcąc nie chcąc, przez pierwszą część drogi trzeba znosić mocne słońce, a potem deszcz i duże fale, czyli papuańskie rodeo. Trzeba się mocno trzymać, by nie wypaść poza burtę. Dzięki akcji Miva Polska otrzymaliśmy wsparcie na nasze misyjne środki transportu. Za tak wielką pomoc my, misjonarze, dziękujemy i odwzajemniamy się modlitwą – zapewnia ks. Grzegorz.

Latający proboszcz

Od prawie 10 lat w Ekwadorze posługuje ks. Wiesław Podgórski, który, aby dotrzeć do swoich parafian rozsianym po niemal 50 wioskach, musi pokonywać nie tylko duże odległości, ale i spore wzniesienia czy rwące potoki. Gdy jest sucho, najczęściej idzie pieszo lub próbuje jeździć motocyklem, gdy nadchodzi pora deszczowa, do dyspozycji pozostaje wierny wierzchowiec.

– Moja misja to właściwie dwie odrębne placówki rozłożone na obszarze dwóch gmin. Pierwsza to misja św. Jerzego w La Union, a druga – misja św. Pawła w Pueblo Nuevo. Ktoś pomyśli: czemu aż dwie? Brak księży i misjonarzy sprawia, że musimy posługiwać na obszarach, gdzie pracy jest na minimum dwóch księży czy misjonarzy – opowiada ks. Wiesław. Na terenie jego misji leży 47 wspólnot, czyli wiosek rozsianych na dość dużym terytorium, które swoim krajobrazem przypominają nasze Bieszczady.

Ks. Wiesław Podgórski w EkwadorzeKs. Wiesław Podgórski w Ekwadorze ARCHIWUM MISYJNE

Dzięki pomocy przyjaciół od jakiegoś czasu do kolportażu informacji o spotkaniach czy do dostarczania materiałów duszpasterskich dla katechistów używam trochę niestandardowego środka lokomocji, a jest nim motolotnia. Po kursie obsługi i pilotażu doskonale zdaje egzamin jako środek komunikacyjny w niełatwym górskim terenie. Latam także po sąsiednich parafiach, mieszkańcy wiedzą, że jeśli na niebie pojawia się coś buczącego o dużych skrzydłach, to nie orzeł ani latający smok, ale ich latający proboszcz – śmieje się ks. Podgórski.