Archiwum miesiąca: kwiecień 2019

Wielki Czwartek

MSZA WIECZERZY PAŃSKIEJ W NASZEJ PARAFII O GODZ. 18.00
CZUWANIE W TZW. CIEMNICY DO GODZ. 22.00 W WIELKI CZWARTEK
I OD GODZ. 7.00 W WIELKI PIĄTEK – DOLNY KOŚCIÓŁ

Co przeżył Jezus? * Co przeżywamy w liturgii?

Co przeżył Jezus?
Wszystko zaczęło się kilka dni wcześniej, w dzień uroczystego wjazdu Jezusa do Jerozolimy. Powoli zacieśniał się wokół Niego pierścień zła. W przeddzień swojej męki Jezus postanawia spożyć ze swoimi uczniami Ostatnią Wieczerzę. Nie była zwykłą kolacją, a ucztą paschalną, podczas której Żydzi wspominali wielkie wydarzenia ze swojej historii – wyjście z Egiptu i zawarcie na Synaju przymierza z Bogiem. Jezus nadaje jej nowe znaczenie: wieczerza paschalna staje się Eucharystią.

Po Ostatniej Wieczerzy Jezus z uczniami udał się do Getsemani. Wiedząc, co Go czeka, prosi uczniów, aby wraz z Nim czuwali. Niestety, choć niedawno słyszeli o zdradzie i męce, szybko posnęli. Jezus zostaje sam na sam ze swoim strachem. Prosi Ojca, aby – jeśli to możliwe – mógł uniknąć męki. Zdaje się jednak na Jego wolę, świadom, że to, co Go czeka, otworzy ludziom bramy nieba. Dlatego, gdy nadchodzi zdrajca, prowadząc ze sobą „tłum z mieczami i kijami”, powstrzymuje uczniów, próbujących bronić swego Mistrza przed pojmaniem. Dwóch z nich pójdzie za Nim aż na dziedziniec domu Arcykapłana. Jezus czeka na sąd. Jest po godzinie 2 w nocy.

Co przeżywamy w liturgii?
W Wielki Czwartek sprawuje się zasadniczo tylko jedną Eucharystię. Jedynie w katedrach rano odprawia się Mszę Krzyżma, podczas której biskup święci oleje używane później przy sprawowaniu niektórych sakramentów, a kapłani odnawiają swoje przyrzeczenia. Msza Wieczerzy Pańskiej jest szczególną pamiątką tamtej wieczerzy sprzed dwóch tysięcy lat, w której Kościół widzi początek sakramentów Eucharystii i kapłaństwa. Od Mszy sprawowanych każdego dnia we wszystkich świątyniach różni się właściwie jednym elementem: podczas tej Mszy celebransi myją nogi wy-branym wiernym. Robią tak na pamiątkę gestu Jezusa, który podczas Ostatniej Wieczerzy wstał od stołu i nie zwracając uwagi na protesty Piotra, umył uczniom nogi.

Zburzył tym sposobem logikę świata, który we władzy chciałby widzieć jedynie godność, a nie służbę. Ten gest, powtarzany w Wielki Czwartek przez kapłanów, przypomina, że mówienie o „kapłańskiej posłudze” nie może być tylko grzecznościowym zwrotem. Na zakończenie wielkoczwartkowej Eucharystii kapłani opróżniają tabernakulum. Pana Jezusa przenosi się w inne miejsce, do tzw. ciemnicy, gdzie będzie adorowany do późnych godzin wieczornych i przez cały następny dzień. Gaśnie wieczna lampka nad tabernakulum, a jego drzwi zostają otwarte. Z ołtarza zdejmuje się obrus. Wszystko to przypomina, że wydarzenia mające miejsce po Ostatniej Wieczerzy nie były piękne. Prozaiczne do bólu pokazały, że Bogu nie jest obcy nasz krzyk, osamotnienie i umieranie.

artykuł pochodzi z portalu gosc.pl

 

ŻYCIE SAMO SIĘ NIE ZROBI! – już 12 kwietnia 2019 r.

Dziesiątki tysięcy ekstremalnych pątników

 

PODEJMIJ WYZWANIE EKSTREMALNEJ DROGI KRZYŻOWEJ

Czym jest Ekstremalna Droga Krzyżowa?

Podejmiesz wyzwanie (i szansę)?

Ekstremalna, bo trzeba pokonać trasę minimum 40 km w nocy. Samotnie lub w skupieniu. Bez rozmów i pikników. Musi boleć, byś opuścił swoją strefę komfortu i powiedział Bogu: jestem tutaj nie dlatego, że masz coś dla mnie zrobić, jestem, bo chcę się z Tobą spotkać.

Wybierz trasę

 

Co robić w nocy…?

Co robić w nocy

Franciszek Kucharczak

Upiory budzą się nie wtedy, gdy rozum śpi, lecz gdy wchodzi w dyskusję w niewłaściwym momencie i z niewłaściwym rozmówcą.

Któż lepiej od Jezusa zna ciężar ludzkich cierpień… On doświadczył każdego zła i trudu: samotności i lęku Ogrójca, niesprawiedliwych oskarżeń i wyroku Piłata, upokorzenia, ludzkiej podłości, bólu w drodze na Kalwarię, wreszcie – śmierci. On rozumie nasze bóle, lęki, cierpienia. W cyklu wielkopostnym proponujemy przejście drogą krzyża razem z Jezusem. Weźmy swoje krzyże – osamotnienie i lęk w cierpieniu, ból krzywdzących sądów, upokorzenia, choroby, ciężar grzechów – i ruszajmy za Nim. Spróbujmy tę drogę przejść tak jak Jezus i razem z Jezusem – do końca. Tam czeka nas happy end – zmartwychwstanie i życie wieczne z Bogiem. Wielkopostną drogę krzyża zaczynamy w Ogrójcu, gdzie Jezus doświadczył strachu przed cierpieniem, poznał trud godzenia się z wolą Bożą oraz gorzki smak osamotnienia i zdrady. Każdy z nas przeżywa takie sytuacje. Od Jezusa uczmy się radzenia sobie z towarzyszącym im cierpieniem.

Amerykański biskup Fulton Sheen, obecnie kandydat na ołtarze, zobowiązał sam siebie do Świętej Godziny. Każdego dnia, niezależnie od sytuacji, modlił się przez godzinę przed Najświętszym Sakramentem. Gdy był w podróży, zatrzymywał się przy którymś z kościołów i tam adorował Jezusa. Kiedyś wszedł w tym celu do jednej z paryskich świątyń. Później opisał to, co mu się wtedy przydarzyło. „Ukląkłem i odmówiłem modlitwę adoracji, a później usiadłem, aby oddać się rozmyślaniom, i natychmiast zasnąłem. Obudziłem się dokładnie godzinę później. Zapytałem Dobrego Pana: »Czy odprawiłem moją Świętą Godzinę?«. Wydawało mi się, że Jego anioł odpowiedział: »Właśnie w ten sposób apostołowie spędzili swoją pierwszą Świętą Godzinę w Ogrodzie, lecz więcej tak nie rób«”.

Cóż, Święta Godzina apostołów w Ogrójcu rzeczywiście nie wypadła imponująco.

Senny tuman

W kościele w Getsemani na stoku Góry Oliwnej zawsze trwa noc. A dokładniej: atmosfera nocy. Granatowe szyby witraży słabo przepuszczają światło dzienne, a mlecznobiałe wstawki nasuwają skojarzenie z blaskiem księżyca w pełni. To celowe rozwiązanie architektoniczne, bo tamtej decydującej nocy księżyc był okrągły. Jego pełna tarcza musiała rzucać na ziemię cienie oliwnych drzew – takich samych jak te, które dziś rosną przy sanktuarium. A czy skała w centrum kościoła to ta sama, na którą spływał pot „jak gęste krople krwi”? Być może. W każdym razie pielgrzymi, opierając o nią czoła, modlą się żarliwie.

Wtedy było inaczej. Jezus w Ogrójcu modlił się sam, a ta samotność musiała Mu wyjątkowo doskwierać, skoro tak się upominał: „Zostańcie tu i czuwajcie ze Mną!”. Trzykrotne próby poderwania uczniów do modlitwy okazały się jednak dziwnie nieskuteczne, zupełnie jakby jakiś senny tuman omotał ich głowy. Apostołowie sami byli tym chyba zaskoczeni. Ale też była to dziwna noc, inna niż wszystkie. „To jest wasza godzina i panowanie ciemności” – powie za chwilę Zbawiciel przybyłym oprawcom. Rzeczywiście, gęsta ciemność jakby wypełzła z okolicznych grot i rozlała się wokół. Zły wrócił, ten sam, który parę lat wcześniej kusił Jezusa na pustyni. Wtedy, po dokończeniu kuszenia, „odstąpił od Niego aż do czasu” – napisał ewangelista. A teraz ten czas nadszedł – i piekło się rozszalało. Czarci poczuli krew. I to jaką! Ten, którego się najbardziej obawiali, przed którym dopiero co kulili się i skamleli, żeby ich raczył chociaż w świnie posłać, teraz nagle jakby osłabł. Z jakichś powodów uzyskali do Niego dostęp, mogli z Nim zrobić, co chcieli. Wiedzieli, że mogą Go nawet zabić, a skoro tak, to wcześniej zechcieli Go sponiewierać – z zastosowaniem wszystkich możliwych środków znęcania się. Nikt wcześniej i nikt później nie doznał tak wściekłego ataku zła. „Smutna jest moja dusza aż do śmierci” – mówi Jezus. Rzecz niesłychana – przejmujący, śmiertelny smutek Boga-człowieka.

Przed męką zmęczony

Noc w Getsemani staje się dla Zbawiciela męką przed męką, realnym cierpieniem, zanim realność zatopi w Nim swoje ostrze. To noc „patronalna” wszystkich, którzy cierpią, zanim się stanie to, czego się panicznie boją – o ile w ogóle się stanie. To ból psychiczny i duchowy jednocześnie, nie mniejszy, a czasem nawet większy od tego, który przeszywa człowieka maltretowanego fizycznie. W tej nocy mają korzenie wszelkie strachy, męczące ludzi okropnymi przewidywaniami. W takim mroku przewracają się na posłaniach więźniowie niepokoju, niewolnicy lęku, który nie pozwala zmrużyć oka. Ślad tej męki odczuwają ludzie mający nazajutrz usłyszeć diagnozę, pewni, że będzie zła, a i tych, którzy już ją usłyszeli, teraz wyobraźnia katuje wizjami ponurej przyszłości.

„Krzyczę do rana, on jak lew miażdży wszystkie moje kości” – skowyczał król Ezechiasz (Iz 38,13). W nocy cierpi się bardziej. Boli i niepokoi oddalenie i nieobecność bliźnich, którzy wtedy śpią, a jeśli nawet czuwają, często są jakby nieobecni. To wzmaga poczucie osamotnienia. Umysł pracuje wtedy na innych częstotliwościach. W mroku rodzą się myśli, że „to się nigdy nie skończy” i że ten czas to taka „mała wieczność”. Ciemność nocy Getsemani, pełnej pokus, spada też na głowy tych, którzy niebawem mają odpowiedzieć „tak” na wezwanie powołującego ich Boga, zwłaszcza gdy już nieodwołalnie ma zapaść klamka. Ileż się ci ludzie nasłuchają. „Szatan podsuwa na przykład takie myśli: »Czy możesz pędzić całe życie w ten sposób, podejmując takie pokuty? (…) Czy nie możesz zbawić się w inny sposób bez narażania się na takie ryzyko?«” – napisze wieki później św. Ignacy Loyola. Mistrz życia duchowego przestrzega, że diabeł, „stawiając przed oczyma trudy, jakie nas czekają, daje nam do zrozumienia, że będziemy żyli bardzo długo, że będziemy musieli prowadzić życie, jakiego jeszcze nikt nie prowadził; nie wspomina natomiast zupełnie o ogromnym zadowoleniu i pociechach, jakie Pan zwykł dawać nowemu swojemu słudze, gdy ten, nie licząc się z niewygodami, wybierze cierpienie ze swoim Stwórcą i Panem”.

Niedobrze w taką noc zmieniać decyzję, bo zmiana może być skażona jej mrokiem. W nocy, gdy spać nie można, lepiej ściskać różaniec, modlić się i trwać. Nie dyskutować z ciemnością. Szeptać: „Dla Jego bolesnej męki…” i przetrwać.

Kłamstwo nocy

Ciemność kłamie. Na Jezusa w mroku Ogrodu Oliwnego zwaliły się całe góry kłamstw. Doświadczenia mistyków wskazują, że widział tam całą historię wstecz i w przód, pełną ludzkich łajdactw i koszmarnych niewdzięczności. Zły rzucił Mu to wszystko w twarz. Nie żeby to wszystko było nieprawdziwe – ale te interpretacje, te podpowiedzi, sugestie…

Jakie one były? Treść modlitwy Jezusa zdaje się wskazywać, że Zbawiciel modlił się wtedy „pod prąd” pokus. „Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty”.

Taka więc pewnie była pokusa, podobna do tej, która nie tak dawno padła z ust Piotra: „Nie przyjdzie to na Ciebie”. Jezus zareagował wtedy ostro: „Zejdź mi z oczu, szatanie!”. Teraz, w Getsemani, ta przymilna oferta rezygnacji musiała zaatakować Jezusa ze zwielokrotnioną siłą, skoro On sam, widząc nadchodzącą mękę, mówi strwożony: „Niech mnie ominie”. Ale mówi to Ojcu. Przychodzi z pokusą do Boga, a nie dyskutuje z nią. Nie tłamsi jej w sobie, pozwalając, żeby się rozsiadła w myślach i przekonała, że „drzewo to ma owoce dobre do jedzenia”. Jezus w swojej ludzkiej naturze modli się, a nie dialoguje z wężem – więc nie ulega pokusie. Oto znaczenie modlitwy, szczególnie tej zanoszonej wśród duchowych ataków, gdy człowiek ma raczej ochotę skulić się w sobie i jęczeć nad sobą niż zwracać się do Boga. A jednak, jak zaświadcza ewangelista Łukasz, Jezus „pogrążony w udręce jeszcze usilniej się modlił”. Wzmagającej się udręce odpowiada wzmożona modlitwa Syna Człowieczego. Na przekór duchowemu naciskowi, wbrew logice ucieczki, wypowiada modlitwę, która kruszy serce Boga: „Nie jak Ja chcę, ale jak Ty”. To ostateczny dowód zaufania, akt wiary, że Ty, Boże, niezależnie od wszystkiego wiesz lepiej.

Klucz

Jakie to odległe od tego, co zrobił pierwszy człowiek, rajski. Ten, mając wszystko i nie doświadczając żadnego naporu, wdał się w dialog z wężem i w efekcie zwątpił w dobroć Boga. Ba! Oskarżył Go o to, że ma coś dobrego, czym się nie chce z człowiekiem podzielić, i że wszystkiego zakazuje – choć przecież zakazał tylko sięgania po to, co dla człowieka nieszczęsne.

„Albowiem jak przez nieposłuszeństwo jednego człowieka wszyscy stali się grzesznikami, tak przez posłuszeństwo Jednego wszyscy staną się sprawiedliwymi” – powie św. Paweł (Rz 5,19).

Posłuszeństwo – klucz do przetrwania wśród nocy. A jednocześnie egzorcyzm na pokusę pychy i najlepszy sprawdzian rzeczywistych intencji.

To w gruncie rzeczy właśnie posłuszeństwo Jezusa, tak mocno zadeklarowane w Ogrójcu, otwarło nam niebo. Wszystkie inne rzeczy, ze szczegółami męki, były pochodną posłuszeństwa Syna Bożego. Tego, który „uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej” (Flp 2,8).

To się rozstrzygnęło w Ogrójcu. Apostołowie, mimo chęci, nie zdali tam egzaminu. Ich ucieczka, a potem Piotrowe: „Nie znam tego człowieka” korespondują z wyrzutem Mistrza: „Jednej godziny nie mogliście czuwać ze Mną?”. Jezus powiedział im, po co jest to czuwanie: „abyście nie ulegli pokusie”. Gdyby czuwali, pewnie byłoby inaczej.

Wróćmy do sługi Bożego Fultona ­Sheena. Otóż zmarł on 9 grudnia 1979 roku… klęcząc przed Jezusem Eucharystycznym. Wprost ze Świętej Godziny wszedł w świętą wieczność.•

Arytkuł pochodzi z portalu gosc.pl (info admin)